Wyszliśmy z cmentarza. Czułam, że nie przełknę nic po mimo to spytałam chłopaka; "Chcesz skoczyć ze mną do Maka albo jakiejś kawiarenki?"
Chętnie Merry..Chętnie..- Odparł..
Ruszyliśmy przed siebie. Nie mówiliśmy nic. Kompletnie nic. Totalna cisza. Tylko w nas, w środku - przynajmniej we mnie - kotłowało się tyle myśli. Tyle słów które chciałam powiedzieć, tyle pytań, które chciałam mu zadać, ale milczałam. Jak gdybym nie potrafiła jeszcze mówić..
Tak bardzo chciałam się "obudzić". Tak wielką miałam nadzieje, że to tylko sen. Koszmar... Kolejny koszmar..
...Nagle Michał odezwał się - przerywając cisze pomiędzy nami - zostaw mnie. Idź do siebie. Nie możesz się ze mną zadawać.
Popatrzyłam na niego. - Co? Dlaczego? ...Wymamrotałam ochrypniętym głosikiem.
Zrozumiesz to kiedyś, proszę idź do siebie. Uspokój się i wróć..
- Ale..Ale.. - brakowało mi słów mimo, że przed chwilą były ich setki.
- Merry proszę.
Milczałam..
Odszedł. Tak po prostu odszedł. Odwrócił się i poszedł wpatrując się w chodnik. Nawet się nie pożegnał.
...Co to bylo ? Czy to serio nie jest sen ?! ...Popatrzyłam w niebo, na chmury po czym powoli spuszczałam swój wzrok widząc te same bloki, które mijam codziennie, ludzi pędzących gdzieś z kolorowymi parasolami, drzewa już prawie bez liści i wielkie, szaro-brązowe kałuże.. - CO TO!? W kałuży w której stałam po kostki - wcześniej nie miałam czasu myśleć o tym ze w niej stoję- leżała mała karteczka.. Schyliłam się i podniosłam ją. Zaraz, zaraz... To przecież słowa dziewczyny z autobusu... Widocznie gdy chłopak odchodził , nie zauważył, że wypadła mu z kieszeni..
Wstałam i zacisnęłam pięść w której trzymałam mokry strzępek papieru. Schowałam ręce do kieszeni płaszcza i również ruszyłam przed siebie. W stronę domu..
Gdy doszłam na swoje osiedle deszcz troszkę ustał, lecz nadal siąpił. Weszłam na klatkę schodową i zaczęłam szukać kluczy w torebce. - CHOLERA !- krzyknęłam.. Nie mogłam znaleźć kluczy. Wywaliłam wszystko z torebki na ziemie a ich nie było.. I jak teraz mam kurwa wejść do tego jebanego mieszkania ?! - pomyślałam ciut za głośno, ponieważ przechodziła akurat moja sześcioletnia sąsiadka - Emi , którą zajmuje się co dwa tygodnie w piątki gdy jej mama wychodzi. Współczuje jej. Nie ma ojca, a ich sytuacja finansowa nie jest za ciekawa.. Ledwo starcza im na wyżywienie. A co do tych wyjść z dwu tygodniową przerwą, to pani Marta - bo tak ma na imię dorabia w klubie jako kelnera i... Ekhem... No coż. Chyba sami wiecie.
Nie ciekawe miejsce. Bardzo nie ciekawe...
Siedziałam na zimnej posadzce, cała opłakana z rozmazanym makijażem, burczało mi w brzuchu gdyż zjadałam dziś tylko płatki z mlekiem na śniadanie a teraz jest już 17, no i wszystko z mojej torby bylo wysypane. Emi popatrzyła na mnie i usiadła koło mnie, po czym spytała swoim słodkim dziecięcym głosem - Co Ci Merry ?
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam jak to zawsze robie na powitanie... Nic kochanie, nic.. Odpowiedziałam sztucznie...
Dziewczynka pytała dalej. Dlaczego płaczesz ? Zgubiłaś coś ?
...Byłam zmieszana. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, bo przecież nie opowiem dziecku co sie stało..
Hmm.. Zgubiłam klucze do swojego domku Emi, wiesz? I nie mam jak wejść...
Nie płacz - dziewczynka wyciągnęła z kieszonki swojej zielonej kurtki paczkę chusteczek otwarła ją i powiedziała - prosze, prosze nie placz, bo i ja się rozpłacze !
.................................
.................................
Ciąg Dalszy Nastąpi..